Kto raz poznał Tajlandię, ten już zawsze będzie za nią tęsknił. Tajlandia to nie tylko kraj, który się odwiedza – to miejsce, które wkrada się do serca i już w nim zostaje. Kiedy zanurzyliśmy stopy w ciepłym piasku na wyspach Andamańskich, kiedy po raz pierwszy poczuliśmy na języku harmonię słodkiego mango i pikantnego chili, kiedy pierwszy raz mieliśmy przed sobą zachód słońca odbijający się od tafli wody z charakterystycznymi wyspami – zaczęliśmy rozumieć, za czym można tęsknić cały rok. (Takie właśnie mieliśmy poczucie, gdy rok temu odwiedziliśmy po raz pierwszy Tajlandię – tutaj wpis).
Tajlandia uzależnia nie tylko egzotyką, ale i atmosferą beztroski. To miejsce, które uczy, że szczęście można znaleźć w prostych rzeczach – w filiżance aromatycznej herbaty na targu w Chiang Mai. W rozmowie z nieznajomym, który uśmiecha się jak stary przyjaciel. W ciepłym deszczu, który nie przeszkadza, lecz orzeźwia. To religia, w której nie ma lęku przed karą, lecz jest nadzieja na lepsze jutro poprzez świadome, dobre życie. To naturalna radość życia, lekkość bycia, którą widać w prostych gestach – w ukłonie ,,wai” na powitanie, w uprzejmym ,,mai pen rai” (czyli ,,nie martw się”’) gdy coś nie idzie zgodnie z planem, w serdecznym spojrzeniu, które mówi więcej niż słowa.
Nasz wyjazd podzieliliśmy na cztery części. Pierwsza odbyła się z wizytą w Chiang Mai, druga i trzecia to wyspy (Koh Lanta, Koh Phi Phi i Półwysep Krabi) oraz tętniący życiem Bangkok. Spośród tysięcy zdjęć, których oczywiście nie mogłam sobie odmówić, wybrałam te kilka. Mam nadzieję, że chociaż trochę przybliżę Wam nastrój i nie tylko słowa oddadzą Wam charakter tego miejsca.
Buddyzm to coś więcej niż religia – to sposób patrzenia na świat, który uczy spokoju, uważności i harmonii z samym sobą. To wiara, która nie narzuca dogmatów, lecz daje przestrzeń do refleksji, pozwalając każdemu odnaleźć własną drogę do wewnętrznego spokoju. Może dlatego tak wielu ludzi, nawet nie będąc buddystami, fascynuje się jego filozofią – bo w świecie pełnym pośpiechu i chaosu buddyzm przypomina, że szczęście nie leży w gromadzeniu rzeczy, lecz w umiejętności doceniania chwili. Im więcej czytam na ten temat, mam wrażenie, że daje lekcję prostoty w świecie pełnym komplikacji. Przypomina, że zamiast gonić za szczęściem, wystarczy je zauważyć tu i teraz. Pokazuje, że spokój nie jest celem – jest drogą, którą możemy kroczyć każdego dnia. I może właśnie dlatego tak może fascynować?
Sanktuarium słoni w Chiang Mai to jedno z tych miejsc, które nie tylko zapadają w pamięć, ale też zostawiają ślad w sercu.
To azyl dla zwierząt, które przez lata były wykorzystywane w przemyśle turystycznym, pracowały ponad siły w dżungli lub padły ofiarą kłusowników. Tutaj mogą na nowo zaznać wolności i znów zaufać ludziom – ale tym razem takim, którzy przychodzą nie po to, by je dosiadać, lecz by im pomóc.
W sanktuarium nie ma łańcuchów, nie ma tresury, nie ma pokazów. Jest za to cisza tajskiej dżungli, śmiech opiekunów, szelest liści pod ciężkimi krokami słoni i poczucie, że to właśnie tak powinien wyglądać ich świat – wolny, bezpieczny i pełen szacunku.
Tajowie wiedzą, co dobre – tu mango nie jest dodatkiem, ale wręcz stylem życia. Mango sticky rice to właściwie deser, dla którego warto kupić bilet do Tajlandii. A jeśli jeszcze nie jesteście miłośnikami mango, to znak, że po prostu nie jedliście go w odpowiednich ilościach. Ale spokojnie, to się da nadrobić!
W drodze na śniadanie buzie się wszystkim śmieją. Ciekawe co dzisiaj nowego poznamy i z czym połączymy na talerzu? :-)
Tajskie śniadania to prawdziwa uczta dla zmysłów – pełne aromatów, kolorów i smaków, które od samego rana wprawiają w dobry nastrój. Zamiast klasycznych tostów czy jajek, Tajowie sięgają po ciepłe zupy ryżowe albo smażony ryż z jajkiem i warzywami.
Jedną z najbardziej magicznych rzeczy w Tajlandii jest to, że jest dostępna dla każdego – niezależnie od budżetu, stylu podróżowania czy oczekiwań. To kraj, który potrafi oczarować zarówno backpackersów śpiących w hamakach, jak i podróżników szukających luksusu w pięciogwiazdkowych resortach.
To nie jest zwykły chlebek bananowy, jaki znamy. Tajowie wzbogacają go o mleko kokosowe, dzięki czemu jest jeszcze bardziej wilgotny i pachnący. Czasem dodają wiórki kokosowe, orzechy nerkowca lub nawet kawałki ananasa, co sprawia, że każdy kęs smakuje jak egzotyczna podróż. To ciasto jest kwintesencją prostoty i smaku – pieczone powoli, aż skórka stanie się lekko karmelowa. Czy mielibyście ochotę na przepis? Nie ukrywam, że od powrotu wciąż myślę o tej recepturze.
W drodze na wyspy.
Poranne odgłosy, czyli symfonia natury, która budzi się do życia wraz z pierwszymi promieniami słońca.
Przemieszczanie się z jednej wyspy na drugą mamy już opanowane. Na wyspach, takich jak Koh Samui czy Koh Phi Phi, promy i longtail boats są jak autobusy – to one łączą ląd z rajskimi plażami, zabierając podróżników na bezludne wysepki i ukryte laguny. Z początku miałam wielkie obawy, ale to tylko kwestia przyzwyczajenia i doświadczenia.
Luksusowo już było, czas poznać ten kraj z nieco innej strony. Luksusowe kurorty i rajskie plaże to tylko jedna z twarzy Tajlandii. Piękna, ale niepełna. Bo prawdziwy urok tego kraju odkrywa się wtedy, gdy pozwolimy sobie zboczyć z utartego szlaku i zamienimy ekskluzywny hotel na bambusową chatkę.
z
Mam wrażenie, że Tajowie przykładają dużą wagę do aktywnego stylu życia, ale raczej w sposób naturalny – poprzez codzienną aktywność, a nie intensywne treningi na siłowni. Joga cieszy się dużą popularnością, ale jej rola w codziennym życiu jest nieco inna niż w kulturach zachodnich. Chyba preferują mniej forsowne formy aktywności, a joga jest w dużej mierze kojarzona po prostu z duchowym aspektem życia.
Upał jest częścią codzienności, a najlepszym sposobem na ochłodę jest coś zimnego i orzeźwiającego w dłoni. I właśnie dlatego kultura picia smoothie i mrożonych kaw tutaj kwitnie – na każdym rogu można znaleźć stragan lub kawiarenkę, gdzie blendery pracują bez wytchnienia, a lodowate napoje ratują przed tropikalnym skwarem. Smoothie i mrożone kawy to naczęściej wybierane przez nas napoje – świeże owoce, tropikalne aromaty, kruszący lód… ale uwaga! Tajowie uwielbiają słodycz, i to w solidnych dawkach. Jeśli nie powiemy inaczej, możemy dostać napój tak słodki, że z miejsca poczujemy przypływ energii (i pewnie ochotę na szklankę wody :D). Cukier? Oczywiście. Słodzone mleko skondensowane? Jak najbardziej. Syrop cukrowy? Czemu nie! Nawet jeśli zamawiamy coś, co z definicji powinno być zdrowe, np. smoothie z mango czy arbuzem, lepiej od razu poprosić o wersję ,,no sugar” lub ,,less sweet” (,,mai sai namtan” albo ,,wan noi„).
Dwie pozycje, które towarzyszyły nam podczas wyjazdu. ,,Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece” to czuła i inspirująca podróż przez świat literatury, która przypomina nam, że biblioteki to nie tylko regały pełne tomów – to miejsca, gdzie można odnaleźć siebie, odpowiedzi na najważniejsze pytania i ucieczkę od codzienności. Autor nie tylko opowiada o literaturze, ale zaprasza do rozmowy o życiu. Jest tu nostalgia za zapachem starych stron, zachwyt nad mocą słów i refleksja nad tym, jak książki potrafią wpływać na nasze wybory i marzenia. To opowieść dla tych, którzy choć raz zgubili się między regałami, odnajdując coś więcej niż tylko dobrą lekturę. ,,Muminki”– Ci co wiedzą, to wiedzą ;)
W połowie wyjazdu dołączyliśmy do naszych przyjaciół, którzy również obrali ten kierunek podczas ferii zimowych i to była wspaniała sprawa. Możliwość wspólnego przeżywania podróży. Emocje, które zostają na zawsze – zwłaszcza, gdy mogliśmy je wspólnie dzielić, zarówno dzieci, jak i my, dorośli.
I część czwarta naszej podróży, czyli uściski z Bangkoku. Panuje powszechne przekonanie, że Bangkok to nie tylko miejsce, to stan umysłu :)
Bangkok to miasto, które na początku może Cię przytłoczyć – hałasem tuk-tuków, chaosem ulicznych targów, zapachem przypraw mieszających się z dymem z grilla. Ale trzeba dać mu chwilę, a zobaczymy, że to właśnie w tym chaosie tkwi jego magia. Magia przenikania się kultur całego świata.
Z wizytą w domu Jimmiego Thopmsona. Jego dom w Bangkoku – a dziś muzeum, to prawdziwa perełka – tradycyjna tajska architektura, pełna antyków, sztuki i egzotycznej roślinności. To miejsce, w którym czuć jego fascynację Tajlandią, jej kulturą i pięknem.
Na instagramie, w relacji z podróży obiecałam Wam przybliżyć tą niesłychanie ciekawą postać. Jim Thompson – amerykański architekt, człowiek, który pokochał Tajlandię i dał jej jedwab drugie życie. Historia jego życia brzmi zupełnie jak scenariusz filmu: przyjechał do Bangkoku po wojnie, zakochał się w kulturze Tajów i postanowił zrobić coś niezwykłego – przywrócić światu tajski jedwab, który powoli odchodził w zapomnienie. Przemierzając małe wioski, odkrył tradycyjne techniki tkackie i zaczął współpracować z lokalnymi rzemieślnikami. Dzięki niemu tajski jedwab trafił na światowe salony – pojawił się w Hollywood, zachwycił europejskich projektantów, a jego niezwykłe wzory podbiły modę lat 50. i 60. A potem…nagle zniknął. Dosłownie. W 1967 roku, podczas pobytu w Malezji, wyszedł na spacer i nigdy nie wrócił. Jego tajemnicze zaginięcie do dziś pozostaje jedną z największych zagadek XX wieku. Czy padł ofiarą spisku? Czy uciekł, zaczynając nowe życie? A może dżungla pochłonęła go na zawsze?
Jedno jest pewne – Jim Thompson zostawił po sobie nie tylko legendę, ale i niezwykły ślad w historii Tajlandii. A jego jedwab wciąż lśni i zachwyca nawet najmniejszych.
… i jeżeli wytrwaliście do końca (choć marne szanse, że udało Wam się przebrnąć przez każdy tekst :D) to chcę tylko tytułem zakończenia wspomnieć o wszechobecnej życzliwości. Ona nic nie kosztuje, a może znaczyć wszystko. I nawet jeśli podróżnik wyjeżdża, to coś z tej tajskiej serdeczności zabiera ze sobą. Uczy się uśmiechać częściej, stresować mniej i patrzeć na świat z większym dystansem. Oby to uczucie zostało na długo po naszym powrocie.
Dziękuję Wam za Wasz czas tu :*
Zosia
Piękne podsumowanie. Tak, Tajlandia kradnie serce i nie da się do niej nie wracać. Dużo zobaczyliście i z taką energią warto uśmiechać się częściej, po powrocie do domu.
Też kocham mango i nie chciałbym nigdy stanąć przed wyborem: mango czy nasze polskie, czerwcowe truskawki? :)
hahhah a to dobre! Faktycznie, wybór bardzo trudny :)
Serdeczności i dużo uśmiechów na dzisiaj! :*
Właśnie wróciliśmy i jest tak, jak piszesz Zosiu. Miłość wszechogarniająca do smakow, zapachow, życzliwości Tajów i piękna natury i architektury❤️🌸💚
Kasiu,
dziękuję Ci za Twoje słowa, cieszę się, że mamy podobne odczucia :*
.. życzliwość Tajów! To jest coś niesłychanego :)))
Zosiu, jestem oczarowana :))
Aniu, jak miło, cieszę się, że Ci się podoba :*
Dziękuję Zosiu za ten wpis. Czytam w drodze do pracy, czeka mnie ciężki i stresujący dzień. A patrząc na Twoje kadry i poetyckie słowa, łatwiej się wyciszyć i zdystansować. Czekam z niecierpliwością na przepis na chlebek bananowy :) Pozdrowienia z Warszawy!
Olu,
mocno myślę o Tobie, niech ten dzień dobrze się dla Ciebie zakończy :*
A nad chlebkiem właśnie pracuje :)
Uściski!
Piękna relacja! Mam nadzieję, że w Twojej kuchni przemycisz kilka inspiracji z podróży:)
Magdalena, dziękuję za odwiedziny! Właśnie pracuję nad nowymi przepisami, już za chwilkę pojawią się na blogu!
Uściski!
Widać powiększony biust :-)
.. serio? :D:D:D przekażę Mężowi!
Dziękuję za piękną opowieść ❤️ Chlebek bananowy… bardzo chętnie. Pozdrawiam serdecznie z Lublina!
Justyno 😍😍😍😍
Przepiękna relacja z podróży❤️ eksplozja kolorów i smaków. Czekam z niecierpliwością na kulinarne inspiracje🤗
Zosiu, czy możesz napisać skąd długa, czarna sukienka na ramiączkach?
Uściski! Martyna
Martyno,
Dziękuję za ciepły komentarz i odwiedziny!
A sukienka to HM 😎
Przecudny wpis, wspaniałe zdjęcia, pięknie uchwycona Tajlandia. Uwielbiam tajską kuchnię. Jestem ciekawa czy pojawia się może tutaj jakieś ciekawe propozycje? ;)
Cudna, pięknie opisana relacja♥️ Zastanawiam się czy oglądacie z Mężem 3. sezon Białego lotosu🪷😉
Pozdrawiam wiosennie z południa PL☀️🌷
Marta
Piękna relacja. Z wielu względów Tajlandia nigdy nie była moim wymarzonym kierunkiem, ale po Twojej relacji Zosiu….:)
Ps. Ależ wam córka urosla!
Wiesz, ja nigdy nie rozważałabym Tajlandii jako celu podróży. Ale całkiem fajnie opisujesz. Poza tym jesteście piękni. Przypominam sobie, jak mój Piotruś był taki mały. Też tak mu się buzia cały czas śmiała. A wczoraj obchodził 16 urodziny. Duże dzieci są jednak bardzo fajne. Widać po Hani, jaka super dziewczyna. Uściski.
Nie dziwię się, że wrociliście do Tajlandii :) MY byliśmy w grudniu i już planuję wyjazd pod konic tego roku :) Tajlandia uzależnia :)
:-))) ach, jaka cudowna perspektywa końca roku!
Mocno trzymam kciuki za plany, uściski!
Przepiękna fotorelacja, ogląda się z zachwytem, a jak zawsze z ciekawością zaglądam do Ciebie :) Tajlandia jest również na mojej liście podróżniczych marzeń, dzięki takim wpisom, ma się ochotę odwiedzić ją jeszcze szybciej! Wszystkiego pięknego na nowy tydzień Zosiu!
Natalio, dziękuję i przesyłam gorące poniedziałkowe uściski!