Bangkok. 12 milionowe miasto pełne obcych zapachów, uliczek wypełnionych straganami z aromatem ciepłego jedzenia, owocami z tak soczystym smakiem, że nawet nie próbujesz porównać do niczego podobnego. Nasza podróż zaczęła się późnym popołudniem. Całą czwórką wylecieliśmy z Gdańska do Kopenhagi, aby przenieść się do większego samolotu, który zabrał nas do stolicy Kataru – Doha. W Doha chwila odpoczynku pod szklanym sufitem lotniska wypełnionym kilkunastoletnimi palmami i sprowadzaną egzotyczną roślinnością, aby kolejne sześć godzin przetransportować się bezpośrednio do stolicy Tajlandii. Nawet jeśli nie pojawiła się tu fotografia z kolumnadą stojących na drogach aut, tuk-tuków, skuterów, rowerów to wiedźcie jedno – Bangkok, co roku wygrywa w konkurencji na najbardziej zakorkowaną stolicę na świecie. Miliony podobnych informacji zdążyliśmy już wcześniej zebrać, więc po odebraniu bagażu ominęliśmy długą kolejkę po numerek do taksówek i dzięki ściągniętej aplikacji w kilka minut zamówiliśmy tamtejszego ubera. Po tak długim locie droga z lotniska to zawsze intensywne wrażenia, szczególnie w tak dalekich stronach. Pierwsze niepewne spojrzenia przez szybę i emocje, czy faktycznie będzie nam się podobało i choć mieliśmy konkretny plan, to byliśmy otwarci na to, co nam przyniesie los.
Zmiana czasu sprawiła, że dzień rozpoczynaliśmy o porze, kiedy mieszkańcy Bangkoku mieli obiad. Wbrew pozorom szybko zaklimatyzowaliśmy się w przestrzeni miejskiej, korzystając z wszechobecnych tuk-tuków.
CHINA TOWN | chińska dzielnica Bangkoku | Yaowarat Road
Myślę, że pierwsze zetknięcie się z autentyczną kuchnią azjatycką jest dla Europejczyka sporym wyzwaniem. Specyficzny smak i zapach roztaczający się po mieście może wywołać nieufność i ostrożność, by po jakimś czasie ustąpić zaciekawieniu i w końcu akceptacji nieznanych dotąd potraw. Pierwszym miejscem w naszym kilkudniowym pobycie w Bangkoku była dzielnica China Town. Tysiące straganów z dużym wyborem świeżych owoców, ryb, wszelkiego street-foodu, tkanin, ostrych przypraw, biżuterii, kadzideł, kosmetyków, itd.
Jeżeli chciecie doświadczyć prawdziwej kultury handlowej i zobaczyć ciężarówki świeżych storczyków i innej egzotycznej roślinności, przepełnione stragany z suszonymi rybami bonito i wodorostami nori, wypić wywar nashi i spróbować koników polnych, świerszczy, chrząszczy ryżowych (wyglądających jak karaluchy) to dobry adres. Okazuje się, że jedzenie owadów może stać się źródłem rozrywki. Grillowane, gotowane na parze lub pieczone – turyści są zdumieni – ale miejscowi to uwielbiają. Za około 50 bahtów można spróbować miskę robaków lub szarańczy. Dla nas w tym miejscu największą pokusą były egzotyczne owoce – woda z młodego kokosa, mango, jackfruit i papaja. Unikalna słodycz owoców.
ŚWIĘTY BUDDA | świątynia | Wat Traimit
Świątynie w Bangkoku stanowią podstawową atrakcję turystyczną. Jest ich ponad 400 i oczywiście nie sposób ich w większości odwiedzić. Jest jednak kilka perełek. Aby nieco bliżej przyjrzeć się filozofii i duchowości Tajów zajrzeliśmy do Świątyni Złotego Buddy zwanej po tajsku Wat Traimit, która znajduje się na końcu dzielnicy chińskiej w Bangkoku. Monumentalna figura Buddy wykonana z czystego złota, którą zobaczyliśmy na własne oczy, będąc oczywiście na boso z zakrytymi ramionami. Dla naszych dzieci to nowe doświadczenie, tak odmienne wobec tradycji chrześcijańskiej.
Dzielnica China Town to kultowe miejsce również pod kątem kupna drobnych pamiątek dla przyjaciół – pocztówki, karteczki, figurki maneki neko i przeróżne inne błyskotki. Możecie sobie wyobrazić radość naszej nastolatki :)
BTS SKYTRAIN | kolej naziemna
Nie wyobrażam sobie poznawania miasta, bez korzystania z metra lub kolei miejskiej. Dwie linie (Sukumvit i Silom) BTS łączące się na stacji Siam tuż przy centrum handlowym Siam Paragon w centrum Bangkoku, były naszym częstym miejscem transportu. Pociągi kursują średnio co 3 – 6 minuty od godziny 6 rano do 24. Na każdej stacji bilety można było kupić w specjalnych automatach wrzucając do nich monety. Przejażdżka takim pociągiem w godzinach szczytu, to dopiero zaskakujące doświadczenie kulturowe.
MAEKLONG RAILWAY MARKET | targ wzdłuż torów kolejowych
Wyjątkowość tego targu polega na tym, że jest on zlokalizowany wzdłuż torów, na końcu ostatniej stacji w Samut Songkhram. W ciągu dnia odbywa się tu targ na którym można kupić przeróżne produkty (od spożywczych po artykuły codzienne użytku). O wyznaczonych godzinach przez sam środek targu przejeżdża pociąg. To wydarzenie poprzedza komunikat, po którym następuje szybkie pakowanie rozłożonych towarów. Pociąg dojeżdża do stacji, a po chwili wszystko powraca do normy. Pasażerowie wysiadają i po 20 minut pociąg odjeżdża. Abyście mogli poczuć dość specyficzny nastrój tego miejsca polecam zajrzeć do tego krótkiego nagrania, które przybliża charakter tego miejsca.
FLOATING MARKET | targ rzeczny | Damnoen Sadu
Wyobraźcie sobie dziesiątki drewnianych łodzi, gromadzące się przy nabrzeżu rzeki spośród których każda to pływający stragan, serwujący egzotyczne potrawy – soczyste tropikalne owoce, smażone ryby oraz inne przysmaki tajskiej kuchni. Tak właśnie wygląda najsłynniejszy Pływający Targ w Tajlandii znany pod angielską nazwą Floating Market oraz tajską Damnoen Saduak.
W przeszłości kanały wodne stanowiły główne źródło komunikacji mieszkańców Bangkoku oraz sąsiadujących z nim miast i wsi. To właśnie wokół nich skupiało się życie kupców, rolników i innych handlowców. Niestety część kanałów została pozasypywana lub z naturalnych powodów (np. suszy) zakończyła egzystencje na poczet dróg.
BORNGA | kuchnia koreańska
Tu na chwilę się zatrzymam, bo do tego miejsca trafiliśmy przypadkiem i jak to w życiu bywa, takie niespodzianki bywają najlepsze. Ach, jakie to wszystko było pięknie podane, świeże, doskonale przyprawione i jednocześnie lekkie. Zapamiętajcie nazwę tej koreańskiej restauracji, bo z konkretnymi nazwami potraw jest już nieco trudniej. Pierwsza myśl ma się wrażenie, że to kuchnia chińska albo wietnamska, ale jest to jednak inna filozofia kulinarna, którą polubił nawet nasz czterolatek.
THIPSAMAI | historyczna restauracja działająca od 1939 roku
Doskonały dowód na potwierdzenie siły social mediów. Według TripAdvisor Thipsamai to restauracja, gdzie turysta otrzyma najlepszego pad thai-a w Bangkoku. Zawsze z przymrużeniem oka podchodzę do takich rekomendacji, ale powiem Wam szczerze, że faktycznie imponujące miejsce. Kolejka, która zwykle jest charakterystycznym znakiem rozpoznawczym takich restauracji, trwała zaledwie parę minut. Obsługa już na zewnątrz zbierała zamówienia, a po niecałym kwadransie gorące potrawy umilały nam wieczór. Smak wegetariańskiego pad thai-a obiecałam po przyjeździe odtworzyć w domu!
Warto pamiętać, że kuchnia tajska nie ma obliczonych szytwnych receptur, ponieważ gotowanie według ich filozofii powinno pochodzić z głębi serca. Poziom ostrości potraw bywa umowny. Asekuracyjnie przy składaniu zamówień prosiliśmy o ,,not spicy„. W Azji południowo-wschodniej są dania, które je się: pałeczkami (wpływy chińskie), rękami (malezyjskie i indyjskie) oraz takie, do których otrzymacie łyżkę i widelec. Pałeczki służą wyłącznie do spożywania potraw z makaronem (np. pad thai). Rękoma najczęściej je się kleisty ryż, który przyjmuje postać kulek i jest maczany w różnych sosach.
SILQ HOTEL & RESIDENCE | hotel | Bangkok
Jednym z najczęściej padających pytań na Instagramie, był adres naszego hotelu w Bangkoku – tutaj możecie podejrzeć, jak wygląda w rzeczywistości. Doskonale spełnił nasze oczekiwania (forma apartamentu z aneksem kuchennym, pralką, suszarką i zewnętrznym mini basenem) i przy ponownym wyjeździe do Bangkoku z pewnością się na niego zdecydujemy.
VISRTO | Vistro-Vegan Cafe & Restaurant | Bangkok
Kuchnia wegańska inspirowana kuchnia całego świata z różnorodną gamą opcji, takich jak tacos i wrapy fusion, nachosy, kluski i makaron tajski, a także desery. Doskonałe miejsce na pierwsze dni pobytu, gdy jeszcze nie masz zaufania do lokalnych smaków, a obawiasz się pewnych jelitowych reperkusji. Wybór napojów obejmuje kombuchę, kawę, zielone soki i świeże koktajle. Adres godny polecenia.
ACAI STORY | superfood cafè | Bangkok
Najlepszy deser w Azji to bez dwóch zdań mango sticky rice. Smak soczystego mango, będzie nam się śnił po nocach (podobno mango, które trafia do nas jest importowane z Ameryki Południowej, smak zdecydowanie różni się od owoców z Azji – te są słodsze i soczystsze). Na drugiej pozycji naszej listy deserów stała się dość modna kilka lat temu, miska energetycznej mieszanki owoców açai, mleka kokosowego, owoców, masła orzechowego i granoli. Acai bowl dedykowane jest głównie na śniadanie, ale czy to ma znaczenie. Tak nam smakowało, że domyślacie się, co będziemy jedli w domu na śniadanie przez najbliższe dni :)
THAI MASSAGE | Diora world
Tajlandia, królestwo masażu. Od wielkich miast, jak Bangkok czy Chiang Mai, przez małe wioski i wysepki na morzu andamańskim – ulice usłane są salonami masażu. Godzina masażu kosztuje zwykle ok. 40 zł. Masaż stóp stanowiący połączenie akupresury i ajurwedy, to jedna z tych przyjemności, która ma zdecydowanie właściwości lecznicze.
I na zakończenie widok z naszego pokoju hotelowego na wieczorny Bangkok, który nigdy nie śpi. Jego życie nocne jest legendarne. Oglądanie tego miasta nocą wydobywa jego prawdziwe emocje, piękno i tajemnice. Mamy poczucie niedosytu i potrzebę powrotu. Kto wie, może się okazać, że będziemy mieli okazję ponownej wizyty. Tymczasem dziękuję wszystkim Czytelnikom, którzy dotrwali do końca naszej relacji i zabieram się za artykuł o naszej drugiej części podróży – życie na rajskiej wyspie. Będziecie ciekawi?
Cześć Zosiu, z przyjemnością czytało mi się tą relacje. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że zwiedziliscie Bangkok bardzo po europejsku omijając największe dziedzictwa kulturowe takie jak Wielki Pałac Królewski, What Phra Kaeo czy Wat Pho. Jeżeli jest to cała wasza relacja to na prawdę dużo was ominęło. Co więcej restauracje które opisujesz są robione typowo pod turystów. Jest to europejska wersja Tajlandii. Pływający targ nie ma nic wspólnego z lokalnością, a niestety aktualnie trafiają tam produkty drugiej kategorii. Mówię z doświadczenia, ponieważ mieszkałam w Bangkoku przez rok ucząc tam angielskiego. Mimo wszytsko mam nadzieje, ze wrócicie i spróbujecie zwiedzić to miasto po tajsku bez oczywistych miejsc !:) pozdrawiam
P
Patrycjo, masz dzieci? Bo jak nie, to wszystko wyjaśnia…
Tak Kasiu, mam :)! Bangkok zwiedzaliśmy jak młody miał 8 miesięcy, a starsza 6 lat :)
Pozdrawiam
Patrycja
To pozwól ludziom zwiedzać świat w ich własnym stylu i tempie..
Kasiu,
Ja nikomu niczego nie zabraniam, podzieliłam się moją opinią oraz wskazówkami . Miłej niedzieli :) !
Patrycja
czy możesz polecić jakiś plan na Bankok, może jakieś strony i czy uważasz, że powinno się zaszczepić dzieci przed wyjazdem do Tajlandii. Planuje wyjazd pod koniec roku i zbieram informacje, a skoro tam mieszkasz to jesteś prawdziwą kopalnią wiedzy:)
Zosiu dla mnie super relacja – zresztą Twój blog jest super więc czekam niecierpliwie na kolejne posty:)
Aniu, dziękuję za Twój czas tu :*
ps. My się wszyscy szczepiliśmy (dur brzuszny, WZWA A i B, wścieklizna)
Hej Patrycjo,
dziękuję za wiadomość i odwiedziny.
Tak, Bangkok to kolebka cudownych doznań na styku wielu wspaniałych kultur. Na szczęście każdy może znaleźć coś dla siebie :)
dzięki Zosiu – czekam na dalsze relacje:) p.s. pozdrawiam Cię serdecznie w czasie przerwy w pracy zajadając chlebek z fetą z Twojego przepisu:)
Zosieńko cudownie oddajesz klimar tych miejsc, a film na instagramie to magia. Potrafisz dostrzec tyle magii w tym świecie ❤️ dziękuję Ci tą dawkę egzotyki
Aniu :*
Wow! Ileż pracy musiał Ci zająć ten artykuł, dziękujemy😘
Też o tym pomyślałam. 😊
B. dziękuję za docenienie :)
Wspaniała relacja, Zosiu! Niesamowite zdjęcia, cudne miejsca i zapachy! I mnóstwo poleceń. Dziękuję♥️
Gratuluję Wam pierwszej dalekiej rodzinnej wyprawy. Uwielbiam metropolie i turystykę kulinarną. Bardzo wartościowy artykuł, Zosiu😍
Pozdrawiam ciepło z południa PL,
Marta
Marto kochana,
to ja dziękuję za Twój czas tu i ciepłe słowa,
Uściski!
Jak wszystko pięknie i obszernie opisane! Aż chciałoby się tam być:) czekam na wpis o rajskiej wyspie z niecierpliwością:)
Ewo, dziękuję bardzo i myślę, że pod koniec tygodnia już się pojawi relacja z rajskiej wyspy, całuję!
Ja jestem bardzo zainteresowana rajską wyspą, więc pospiesz się Zosiu.
Spieszę się i cieszę się, że zajrzysz :)
Wow, super inspiracja! Tajlandia jest ciągle na mojej liście podróżniczej i przy planowaniu wycieczki na pewno wrócę do Twojego wpisu ;) Zosiu, czy zdradzisz skąd jest czarna sukienka z początku wpisu? Jest klasyczna i bardzo efektowna, zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia ;)
Olu, dziękuję Ci za odwiedzimy, a co do sukienki, to jest z Massimo Dutti,
Uściski!
Śledziłam Waszą podróż na instagramie a teraz jako przyjemne dopełnienie przeczytałam powyższy wpis.Czekam na więcej, pozdrawiam, Maria.
Zosiu z całym szacunkiem, ale jeśli chodzi o owoce to nawet nie ma czego porównywać! Owoce do nas importowane są zrywane niedojrzałe. Nie ma znaczenia z jakiego są kontynentu-one nie dojrzewają tak jak powinny. Rodzajów mango jest kilka. Tylko smak owoców, które dojrzały na miejscu i są zjedzone krótko po zerwaniu jest prawdziwy. A wracając do Bangkoku…tam jest tak głośno🙈
Pozdrawiam🙂
PS. Na Zanzibarze kochają nasze jabłka 😉
Bardzo „wygładzony” i europejski ten Bangkok, a szkoda! To miasto ma tyle do zaoferowania, i to dosłownie na każdym kroku. Przepyszne uliczne jedzenie za kilka złotych, niesamowite świątynie, targi, parki…To idealne miasto, żeby zapomnieć o tym, co znane nam z Europy i dać się porwać tajskiej kulturze, kuchni i gościnności. Zdecydowanie warto! Damnoen Saduak Floating Market czy Maeklong Railway Market niewiele mają wspólnego z prawdziwą Tajlandią…
Dziękuję za tę podróż! Co prawda to całkowicie nie moje klimaty podróżnicze, ale miło było z Tobą odbyć taką wycieczkę!
:*
Zazdroszczę i pozdrawiam
Bardzo ciekawy kierunek,zarówno pod względem kultury,religii jak i jedzenia,architektury czy roślinności. Jednak – nie moje klimaty,jak to się mówi 😉 Mam też wrażenie,że to tylko namiastka prawdziwej Tajlandii. We wpisie wspomniałaś Zosiu o jedzeniu owadów – że tutejsi je lubią i chętnie po nie sięgają. Ja nie dałabym rady. Rozumiem że o planetę trzeba zadbać,ale nie takim kosztem. Staram się ograniczyć mięso,zastępuję je często białkiem pochodzenia roślinnego (choć to zupełnie co innego…) ale takiej szarańczy bym w życiu nie zjadła. Mam nadzieję,że jako Europejczycy nie będziemy „zmuszani” do przejścia na tego typu „jedzenie”…
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością wyczekuję koleje go DFD – wszak luty powoli dobiega już końca a jest to moja ulubiona seria na Twoim blogu! 🫶
Dziękuję za ten wpis – bardzo przyjemnie się czyta i ogładę tę relację. I widzę tu całkiem prawdziwą podróż rodziny, która ma sprawić radość wszystkim jej członkom, a nie a siłę odhaczanie jak najbardziej egzotycznych punktów i licytowanie się, gdzie jest najprawdziwszy i najbardziej lokalny Bangkok (w nawiązaniu do komentarza wyżej ;)
Kochana Natalio, serdecznie dziękuję Ci za Twój komentarz :) Tego mi brakowało :****
Mama